22 sierpnia 2012

... pierwszy raz ...

Tak wiem, obiecałam zakupione materiały ale akurat tak mi jakoś bardziej leżało napisać o moim pierwszym razie ... wymiankowym (bo chyba nikt nie miał wątpliwości, że o robótkach właśnie piszę ;)).

Od początku mojej bytności w blogosferze obserwuję poczynania Cyber Julki, bardzo lubię Jej twórczość. Nie mam pojęcia dlaczego akurat wyszywana przestrzennie biżuteria zdobyła moje serce do tego stopnia, że zapytałam o możliwość kupna takiego medalionu. Pomyślałam sobie, że nie chce mi się kupować wszystkich podzespołów, żeby zrobić jeden wisior (na więcej nie miałam planów). A, że Julka napisała, że nie sprzedaje, ale może się wymienić to ja się zgodziłam bardzo bardzo :) W Efekcie przez duże E dostałam spersonalizowany wisior w zamówionych kolorach. [zdjęcia pożyczyła mi Julka]



W zamian zobowiązałam się uszyć małemu królewiczowi poszewkę na podusię. A że młody podróżnik, ma w klimacie urządzony pokój więc łódka musiała być. Nie odważyłam się na aplikacje, na szczęście w swoich przepastnych wzorach znalazłam wzór PP łódki. I tak motyw przewodni powstawał.


Nie wiem czy każdy patchworkowiec tak ma ale u mnie ciężko znaleźć większe kawałki materiałów, dlatego też cała pozostała część poszewki była kombinowana z różnych kolorów. Ale moim zdaniem wyszło fajnie.


I tak oto poduszka zadomowiła się na swoim miejscu.



A przy okazji pochwalę się jeszcze prezentem urodzinowym od mężusia. Otóż kupił mi nową, wypasioną maszynę do szycia. Pozostałam przy Elnie bo ta marka się sprawdziła u mnie i zaprzyjaźniłam się i przede wszystkim przyzwyczaiłam do obsługi. tadam!!! oto ona:


Dzięki jednemu z haftujących ściegów mogłam zagnieździć kilka kaczuszek na ww. poszewce.
M.

17 sierpnia 2012

... to było przeżycie ..

Lipiec jest miesiącem urodzinowym (jak każdy pozostały można by rzec :)) z okazji moich zostałam zawieziona do prawdziwego, stacjonarnego niemieckiego sklepu patchworkowego. Była to specjalna wyprawa do miasta obok Bremen, za co jeszcze raz dziękuję Beacie. 

Miałyśmy farta niesamowitego bo sklep był otwarty ostatni dzień przed urlopem. No i cóż, weszłam do sklepu i oniemiałam. Mimo, iż widziałam na zdjęciach jak takie sklepy wyglądają, mimo, iż ten akurat wcale nie był duży, ale wszędzie dosłownie wszędzie były materiały. Po kilkunastu sekundach z niedowierzaniem odkryłam, że chyba jestem na bezdechu, ponieważ zaczęłam się podduszać. Normalnie emocje i podniecenie było takie ... więc pooddychałam głęboko oparłszy się o jedną z boskich półek, doszłam ze swoją emocjonalnością do porozumienia i zaczęłam zwiedzać i macać. I pojawił się następny problem ale jak to, ja mam z tego wybrać kilka kawałków ... jak to ... ja chcę wszystkie ... na moje nieszczęście wielkie (pewnie z punktu widzenia mojego męża to wielkie szczęście było), że materiały w Niemczech są masakrycznie drogie. Mniej więcej dwa razy droższe niż w naszych rodzimych internetowych sklepach, gdzie występują tego typu cudowności. Jak już przeleciałam dwa razy wszystko dookoła, mogłam zacząć się skupiać na konkretnych projektach, które były w głowie, albo w głowie się zrodziły pod wpływem chwili i danego materiału. Oczywiście mówię tu o ogólnych zarysach raczej kolorystycznych niż wzorowych. Powiem tak wydałam iiiiiii dużo kasy, dostałam w prezencie część z tego co przywiozłam z tego sklepu i jestem szczęśliwa bo takie urodziny to ja poproszę raz w miesiącu hihi.










Materiały, które przywiozłam pokażę w następnym poście, a do tej pory może moi drodzy goście pokuszą się o strzały typów i kolorów przywiezionych zdobyczy (oczywiście te które widziały już namacalnie nie "zgadują" ok?)

M.