31 lipca 2009

… powroty do przeszłości – hardanger cz. 1…

Szperając w zakamarkach mojego dysku znalazłam stare fotki z dziedziny „maniactwo robótkowe” a wśród nich zdjęcia z nauki hardangera. A było to w marcu 2005 roku, kiedy to w czasie wystawy DMC w moim mieście miałam okazję z kumpelami maniaczkami nauczyć się podstaw z podstaw tego haftu. Poniżej dokumentacja fotograficzna tego zacnego wydarzenia : ). Na szczęście haft ten jest na tyle nieskomplikowany, że bardziej zaawansowanych rzeczy można było się nauczyć z książek, gazet i internetu i tak właśnie się stało, że mimo iż początki koślawe potem był czas na bardziej skomplikowane rzeczy (które pokażę niebawem). Dzisiaj tylko moje pierwsze – sentymentalne serducho i informacja, że w obecnie robionym obrusie skończyłam już cały wzór dookoła, teraz jestem na etapie wykańczania środka (jakby dobrze poszło jeden dzień) i mereżkowanie się pozostanie.

M.

27 lipca 2009

... candy dwa - ale nie moje ...

Wprawdzie nie zajmuję się skrabkami ale jestem zafascynowana notesami ozdabianymi tą metodą dlatego znowu ustawiłam się w kolejce :)

A rozdają tutaj: Cérie's art - taki żart ツ




I jeszcze jedno u Ani na Zielonym wzgórzu.
M.

26 lipca 2009

… książka, refleksje i fajna niedziela …


No i wzięłam i przeczytałam „Osobowość ćmy”, wspominałam, że liczyłam na coś łatwego i przyjemnego i … i bardzo się cieszę, że przeczytałam ją, bo owszem łatwo i szybko się czytało jednak tematyka skłaniała do refleksji, czasami było smutno nawet. A refleksja dotyczyła relacji międzyludzkich i relacji nazywanych przyjacielskimi – słowo przyjaciel w życiu jest za mocno wyświechtane jednak. Polecam wszystkim książkę – pozwala ona zobaczyć nasze własne zachowania, spojrzeć na nie z boku i zastanowić się czy aby na pewno chcemy tak żyć.
Dzisiaj z robótek zdjęcia pachnące i smakowite wyszły – jaka szkoda że nie oddają zapachu róży – już dawno nie czułam jej prawdziwej woni (bo te kwiaciarniane nie pachną wcale w porównaniu z tą tutaj).

M.

25 lipca 2009

… męska rzecz książkowa …

… czyli o zakładce tu mówię : ). Wspominałam (chyba) o tym, że dostałam zaproszenie na ślub z prośbą, aby zamiast kwiatów przynieść młodym książkę. Jeszcze nie wiem co kupię, jednak już wiadomo co będzie dodatkiem – zakładki – fioletowa, cieniowana, frywolitkowa dla młodej i zgrzebna tylko z inicjałami dla młodego. I ta z inicjałami właśnie została wczoraj skończona. Krysia – jak zwykle niezawodna w pomysłach i dobrych radach – podpowiedziała mi żebym wykończyła ją (zakładkę nie Krzysię oczywiście) tak jak zszywa się biscornu – no i był to strzał w dziesiątkę, taki sposób obszywania czy wykańczania jest bardzo estetyczny. Namęczyłam się z tym niemało ponieważ, jak widać robiłam na kanwie rustico ecru nitką której prawie nie widać w sztucznym świetle, więc łapanie ściegów przy zszywaniu było nielada wyzwaniem i niestety jeszcze dzisiaj oczy mnie bolą – ale z zakładki jestem zadowolona bardzo (mam nadzieję że młodzi też będą zadowoleni).
Wczoraj na niebie działo się nieźle, chmury zmieniały się jak w kalejdoskopie, mam tak umiejscowiony blok, iż bardzo często w dużym pokoju mam (zdawałoby się) inną pogodę za oknem niż za oknem w sypialni : ). Efektem tych dwóch różnych pogód była tęcza (często obserwowane i fotografowane z mojego okna/balkonu zjawisko). To kawałek nieba wczoraj:
Tak tu sobie piszę i piszę o moim robótkowaniu między innymi i jeszcze ani razu nie wspomniałam o wyszywaniu krzyżykami (no poza zakładką) a jest to przecież pierwsza moja pasja, pierwsza miłość sobótkowa, którą kocham dlatego też obiecuję, że niebawem więcej krzyżykach.

p.s. pudełko na zdjęciu z zakładką jest wykonane przez Jolę (naile)

24 lipca 2009

… czas prezentów …

Wczoraj spędziłam przesympatyczne popołudnie z Jolą, generalnie spotkanie miało być naukowe – a dokładnie instruktażowe – i takie było. Jola pokazywała mi, a ja grzeczny uczeń zapisywałam – jak sobie radzić z niektórymi manewrami w photoshopie. Nie wiem czy o tym wspominałam ale program ten to kolejne moje postanowienie wakacyjne – żeby nauczyć się obrabiać zdjęcia (lecz proszę nie myśleć że zgodnie z twierdzeniem iż photo shop to najlepszy przyjaciel kobiety będę się wyszczuplać czy inaczej upiększać hi hi). No i powstało dzięki naukom kilka stempli z moim podpisem oraz nowy, bardziej profi kolaż zdjęć we wpisie o makijażu i następne, które będą się tu pojawiać.
Dostałam też od Joli coś – i tu zagadka – jeśli dasz radę czytelniku powstrzymać się od przewijania strony dalej to popatrz na pierwsze zdjęcie i spróbuj zgadnąć co to może być lub do czego służyć.
.
.
.
.
.
.
.
myślimy
.
.
.
.
.
.

Brawo!! To właśnie jest zakładka – czego to ludzie nie wymyślą a Jola ozdobi w moim ulubionym czerwonym kolorze!! Uwielbiam (dostawać i robić) prezenty niebanalne, w których jest serce i które są przydatne na co dzień. Dziękuję !!!!



p.s.1 chętnie się dowiem jakie były wasze skojarzenia (zapraszam do komentarzy)


p.s. 2 przepraszam za jakoś zdjęć ale ten co się dynda (ten czerwony) nie chciał się zatrzymać i lekko są nieostre :)
M.

22 lipca 2009

… kilka krzyżyków …

Druga część prezentu zakładkowo książkowego rozpoczęta. Wyszyłam inicjały ale co dalej to zbaraniałam – na szczęście Krzysia pomoże, ona ma pomysły i maszynę do szycia : ). Wyszywałam na skrawku kanwy 16 rustico nitką ecru, w związku z tym, iż ta zakładka ma być dla mężczyzny miało być jak najbardziej męsko. A prezent jest prezentem ślubnym ale takim zamiast kwiatków przy życzeniach, młodzi poprosili o książki z dedykacją, więc sobie pomyślałam, że zrobię jeszcze coś od siebie i dla niej jest frywolitkowa zakładka (ta z kilku postów niżej) dla niego będzie taka bardziej zgrzebna.
Skończyłam czytać Cejrowskiego i oczywiście od przybytku głowa jednak pobolewa, bo zaczęłam się zastanawiać co tu następnego przeczytać. Bo musze wziąć pod uwagę jedną rzecz – a mianowicie na urlop sierpniowy muszę zabrać tak zwane pewniaki – czyli książki które na pewno mi się spodobają (żeby nie zostać na urlopie z książką która nie idzie no i żeby nie wozić na pusto kilogramów), no i sytuacja się rozwiązała prawie sama, ponieważ wczoraj dostałam urodzinkową książkę od kumpeli, zaczęłam ją czytać już w autobusie – więc w sam raz do urlopu starczy : ).
Katarzyna Grochola „ Osobowość ćmy” – książka wcale nie najnowsza, ale gdzieś mi wcześniej umknęła, i dopiero teraz wpadła w oko. Może umknęła dlatego, że po przeczytaniu „Trzepotu skrzydeł” tej samej autorki, byłam nie dość że zdołowana – bo tematyka depresyjna – to i zniechęcona, bo dla mnie Grochola była i powinna być łatwa, lekka i przyjemna, a tu biorę „Osobowosc…” z nadzieją na relaks, a tam poważna tematyka, wcale nie na mój nastrój (to wszystko rok temu dokładnie się działo). No ale powrót lekkiej Grocholi nastąpił i jest good.
M.

18 lipca 2009

… malowanki …

Dzisiaj był dzień kreatywny i to w dodatku nie robótko w tym naszym standardowym znaczeniu, chociaż wizaż uważam również za robótki : ) bo napracować się trzeba, nawymyślać i pomazać kolory tak żeby dobrze wszystko wyglądało. Z całego wizażu najbardziej lubię malować oczy – powieka to dla mnie takie małe płótno, które zapełniam kolorami w zależności od okazji, stroju, nastroju czy osoby, którą maluję. Kiedyś, kiedy sobie tak właśnie dorabiałam namalowałam setki twarzy, teraz robię to okazjonalnie, a skupiam się raczej codziennie rano na swojej twarzy ;).
Mam też lekkiego hopla na punkcie cieni do powiek i innych kosmetyków kolorowych, ciągle poszukuję ideału i dokupuję nowe eksperymenty, czuję że niebawem zrobię inwazję na mineralne kosmetyki Everyday Minerals – ratunku!!!
Dzisiaj to Ula była modelką i to właśnie jej powieki widać
M.

17 lipca 2009

... do czego to doszło …

… żebym ja dwa dni pod rząd pichciła jakieś wynalazki kulinarne :). Niezbyt często spędzam tak właśnie czas wolny, ponieważ jakoś zawsze mi szkoda czasu na stanie w kuchni. No ale zdarzyły się pod rząd wyjątkowe okazje to i zrobiło się to i owo, tak się złożyło że w piekarniku. Wczoraj chciałam pokazać Joli jak smakuje keks z porem i morelami, a przy okazji nauczyłam się podstaw w Adobe Photoshop`ie oraz zakochałam się w kosmetykach mineralnych, które Jola ostatnio nabyła drogą kupna.
KEKS
- 2-3 duże pory pokrojone w plasterki i wrzucone na podgrzane na patelni masło (20g)
- 200g suszonych moreli – pokroić w ćwiartki i dorzucić do zeszkolnego pora, kilka minut podsmażać
- 120 g masła – 20g wyżej do pora, 100 g roztopić i dodać do ciasta
- 200 g mąki ( bardzo dobrze smakuje również z mąką pszenną razową – na zdjęciu)
- 2 łyżeczki proszku do pieczenia
- 100 g słodkiej śmietany 18%
- 3 duże jajki, sól, pieprz
- 100 g sera żółtego (ja daję ser morski, w przepisie oryginalnie zalecają parmezan)
Wszystkie powyższe składniki mieszamy, przelewamy do małej formy keksowej wyłożonej papierem, pieczemy 45 min w 180 stopniach.

Dzisiaj natomiast babskie spotkanie, na które zawsze każda z uczestniczek przynosi coś do jedzenia i dzisiaj był pasztet z cukinii (przepis od Joli) aczkolwiek ja bym to danie nazwała babką ziemniaczaną bez ziemniaków ale z cukinią :). Pasztet jadłam kilka dni wcześniej u Joli – zakochałam się w daniu i w przepisie, który jest b. prosty.
PASZTET Z CUKINII (Joli)
- 2 średnie cukinie starte na grubej tarce
- 3 duże cebule drobno posiekane
- 1 ½ szklanki bułki tartej lub otrębów pszennych (jak ktoś woli się lekko dietetycznie najeść)
- 4 jajka
- 200 g sera żółtego startego na grubej tarce
- ½ szklanki oliwy (można ciutkę więcej ale to trzeba przetestować bo wg. Przepisu jest ¾ szkl. Ale uważam ze to za dużo stanowczo)
- pieprz
- 2 płaskie łyżki wegety lub przyprawy ziarenka smaku
- ½ natki pietruszki posiekanej
Wszystko dokładnie mieszamy przelewamy do małej keksowej formy wyłożonej papierem, pieczemy 1h 15min w 180 stopniach. Polecam !!!


Dzisiaj dokonałam eksperymentu na przepisie i do części „ciasta” dodałam pokrojonych drobno suszonych pomidorów – mniamuśnie wyszło i będzie to chyba moja ulubiona wariacja na temat, aczkolwiek w planach mam zamiast pomidorów dodać grzyby (ale niekoniecznie pieczarki).

M.

16 lipca 2009

... szybko poszło ...

Dwa wieczory kilka odcinków serialu i skończona zakładka numer jeden. Numer dwa ma być wyhaftowana (bardziej męska). Zakładka zrobiona jest cieniowaną nitką Florettą 4494 grubość 10 (mój ulubiony rozmiar nitki do frywolicenia).
Ciąg dalszy wspomnień archiwalnych o tym moim hobby. Zielona serwetka powstała cztery lata temu (jejku jak ten czas napiernika) – jest moją ulubioną, niestety oddaną w prezencie znajomej. Wzór bardzo mi się podoba, więc przypuszczam, że kiedyś jeszcze taką popełnie : ). Fajne w robieniu jej było to, że nie było nudno bo z każdym obiegiem działo się coś innego.
Bardzo fajną przygodą były jajka – szybko się je ubierało, można było pofantazjować z koralikami i efekt wychodził sympatyczny.

Epizodycznie pojawiły się też dzwonki – trójwymiarowy wymiar frywolitki.


No i jeszcze na koniec dwie przykładowe kartki ślubne, w których wykorzystywałam najprostszy z możliwych motyw frywolitkowy. I znowu pojawiają się koraliki – mam do nich słabość.






M.

15 lipca 2009

... zakładka frywolnie ...

Jakoś tak frywolitki kojarzą mi się ze słowem „frywolny”, aczkolwiek zapewne nic z nim wspólnego nie mają. Bardzo dawno nie robiłam nic czółenkami, a wszystko to z braku czasu (tak od ponad roku). Ale przyszła potrzeba– dodatek do prezentu książkowego - trzeba było przegrzebać wielkie pudło z nitkami do frywolitek, zdecydować się na kolor (oj proste to nie było) i do dzieła. I tak w czasie oglądania piątego sezony „Chirurgów” trzasnęłam prawie cały środek zakładki.
A jak już jesteśmy w temacie to pokażę od czego zaczynałam przygodę z frywolitką i pokażę trochę w tym trochę w następnym wpisie zakładkowym.


Dawno dawno temu – a było to najprawdopodobniej wczesną wiosną 2000 roku (tak przynajmniej wynika z daty fotek pierwszych frywolitek) przyjechała na zaproszenie kilku dziewczyn chcących się nauczyć tej techniki Zosia z Poznania i pokazała jak wygląda ten osławiony „myk”, dzięki któremu można tworzyć supełki. Zajęło nam kilka godzin zanim powstały pierwsze koślawe i kolejne (robione już w domu) wzorki.


Potem była zielona okrągła serwetka, którą nadal mam u siebie. Pamiętam, że najwięcej powstało jej w autobusie pędzącym do Bremen i z powrotem.


Potem już nie pamiętam kolejności były gwiazdki (wiele nie zostało obfotografowanych niestety), to są moje najulubieńsze motywy, szybko się je robi, można pofantazjować z koralikami na różne sposoby (taaa o koralikach to chyba kiedyś inny wpis zrobię – i żeby nie było koralikach do frywolitek właśnie).



M.

13 lipca 2009

... fioletowo - czerwony ...

Ten wpis miał być wczoraj na gorąco, ale tak się wkurzyłam na kartę z aparatu że ze złości nic nie opublikowałam bez zdjęć. Dzisiaj działam na aparacie siostry więc już bez nerwów.
Wczoraj zostałam tak mile zaskoczona, że aż się wzruszyłam, otóż Krysia krzysią zwana zrobiła mi szyszkę lawendowa do szafy i nie dość że zrobiła to jeszcze zorganizowała transport (w postaci syna na rowerze) do mojego domu. Wzruszyłam się bo to takie miłe, że ktoś pomyślał i jeszcze zadbał żeby popachniało dłużej u mnie w domu. Dziękuję.


Przy okazji prezentów pochwale się jeszcze jednym tym razem truskawkowym – szwagierka przywiozła mi z dojczlandu gdzie mieszka słoiczek marmolady. Ale słoiczek jest niezwykły bo oprócz samego opakowania we wszystko inne było włożone dużo pracy i serca, bo sama zrywała truskawki, gotowała marmoladę, zrobiła plakietkę i narzutkę na wieczko – aż szkoda jeść :).


A na koniec coś fioletowo – czerwonego – tak akurat pasuje kolorystycznie do dzisiejszego wpisu. Przewieszka (jedna z wielu), które zamówiłam i nabyłam u koleżanki Joli (naili). Połączenie kolorów nietypowe, ale bardzo przeze mnie lubiane i stosowane w codziennej garderobie. A że jestem fanką biżuterii Joli obiecuję że to pierwszy ale nie ostatni raz kiedy pochwalę się zakupami u niej :).

M.

11 lipca 2009

… mania czytania …

A raczej ostatnio mania kupowania i czytania książek. Pół wypłaty wydałam w ostatnim miesiącu na książki dla siebie i męża. Zaczynam się zastanawiać czy to nie choroba : ), a w dodatku grzebiąc po blogach książkowych stworzyła się kolejna lista zakupów – ratunku!! Będę musiała niedługo pomyśleć o tym jak zdobyć kolejne miejsca na książki w moim małym mieszkanku.
Wczoraj skończyłam czytać kryminał „Ślepa zemsta” Erica Spindler – książka łatwa, przyjemna i intrygująca – czyli taka jakie najbardziej lubię.
Bo ja generalnie nie mogę powiedzieć o swoim książkowaniu, że czytam superambitne pozycje. Dzieje się tak, ponieważ mój zlasowany mózg, poza pracą czy czynnościami z nią związanymi, musi odpocząć – dlatego właśnie w wolnym czasie czytam to co sprawia mi przyjemność. Zdarza się, że czasami książka mi nie idzie, jest za ciężka czy po prostu nie przypadła do gustu – wtedy bez żalu przestaję ją czytać, choćby było już dawno za połową. Mam też zazwyczaj zaczęte kilka książek. Czasami dlatego, że nie mam na daną nastroju, czasami dlatego, że ta która więcej waży czytana jest w łóżku, a lżejsza wagą w autobusie (w drodze do pracy).
Od wczoraj czytam „Gringo wśród dzikich plemion” Wojciecha Cejrowskiego – książka napisana bardzo fajnym językiem, z dużym poczuciem humoru (i o dziwo innego humoru niż mieliśmy okazję poznać z różnych programów Cejrowskiego – a które to programy zazwyczaj nie przypadały mi do gustu), przedstawiająca świat, będący dla mnie zagadką i który dzięki takim książkom mogę poznać i sobie wyobrazić (książka ilustrowana jest wieloma pięknymi zdjęciami).
Kolejka do przeczytania jest długaśna. A to ostatnie moje zakupy (z wczoraj):

I na koniec coś, co doprowadziło mnie do łez – ze śmiechu oczywiście, a co przyszło w jednym z łańcuszkowych maili jakiś czas temu. Wczoraj przeglądając dziennik Jandy, też trafiłam na ten tekst:

Książka kucharska dla mężczyzn: przepis na ciasto:
1. Z lodówki weź 10 jajek - połóż na stole ocalałe 7, wytrzyj podłogę, następnym razem uważaj!
2. Weź sporą miskę i wbij jajka rozbijając je o brzeg naczynia.
3. Wytrzyj podłogę, następnym razem bardziej uważaj! W naczyniu mamy 5 żółtek.
4. Weź mikser i wstaw do niego skrzydełka i zacznij ubijać jajka.
5. Wstaw od nowa skrzydełka do miksera, tym razem do oporu. Zacznij ubijać.
6. Umyj twarz, ręce i plecy. W naczyniu pozostały 2 żółtka, a dokładnie tyle potrzeba na szarlotkę.
7. Oklej ściany i sufit kuchni gazetami, meble pokryj folią, będziemy dodawać mąkę.
8. Nasyp 20 dkg mąki do szklanki, pozostałe 80 dkg zbierz z powrotem do torebki.
9. Sprawdź czy ściany i sufit są oklejone szczelnie, przystąp do miksowania.
10. Weź szybciutko prysznic!
11. Weź 4 jabłka i ostry nóż.
12. Idź do apteki po jodynę, plaster i bandaże. Po powrocie zacznij obierać jabłka. Przemyj jodyną kciuk!
13. Potnij jabłka w kostkę pamiętając, że potrzebujemy 2 jabłek, więc nie wolno zjeść więcej niż połowę! Przemyj jodyną palec wskazujący i środkowy.
14. Jedyne pozostałe jabłko pocięte w kostkę wrzuć do naczynia z ciastem, pozbieraj z podłogi pozostałe kawałki i przemyj wodą.
15. Wymieszaj wszystkie składniki w naczyniu mikserem, umyj lodówkę bo jak zaschnie to nie domyjesz!
16. Przelej ciasto do foremki, wstaw do piekarnika.
17. Po godzinie, jeśli nie widać żadnych zmian włącz piekarnik.
18. Po przebudzeniu nie dzwoń po straż pożarną! Po prostu otwórz okno i piekarnik.
19. Po tych traumatycznych przezyciach pozostaje tylko schlodzona zubrowka i sok jablkowy;-) - smacznego ;-))

M.

p.s. nie wiem czy tak każdy ma na początku, ale ja mogłabym dzisiaj to z trzy posty różne walnąć oprócz tych co już napisałam hi hi – taki początkowy zapał czy co??

... przeprawy i boje ...

Dzisiejszy dzień jest pod znakiem walki z materią zwaną blogiem – zaangażowała pół Polski (no bo pomagały mi koleżanki z Białegostoku, Krakowa, Brukseli obecnie w Warszawie i dziewczyny z forum babskie hobby) – a wszystko rozchodziło się o to żeby moje zdjęcia publikowane tutaj powiększały się po najechaniu na nie. Jejku ale to czasochłonne zajęcie się okazało – bo testowałam wszystko co się da i jak się da na blogu przeznaczonym do eksperymentów :). No i wreszcie Ania – Lucille – pokazała mi jak mam to zrobić w kodzie html i działa!! No bo jak prowadzić blog między innymi o robótkach kiedy nie można powiększyć zdjęć.
Żeby nie było, że to wszystko to powalczyłam jeszcze z kartą pamięci z aparatu fotograficznego, żebym mogła pstrykać fotki zanim mój aparat wróci z wyjazdu wraz z mężusiem moim. I tu kolejny sukces – dogadałam się z nią (tą kartą) i mogę wrzucić zbliżenie motywu mojego obrusu.

M.

p.s. Aniu, Beato, Krzysiu - dziękuję za pomoc!!

... candy ale nie moje ...

Pierwszy raz biorę udział w tej zabawie – ale co tam – wprawdzie nigdy w życiu nic nie wygrałam ani nie wylosowano mnie – ale losowanie jest w moje urodziny więc może mi się poszczęści J
Candy organizuje kinia - Moje haftowanki
Można wylosować jeden z dwóch zestawów (a moze dwa naraz?):
-> różne ozdóbki
-> magnesik na hafcik, zestawik Dimenions z plastikową kanwą, zestawik Orchidea z kanwą z podmaloanym tłem i arkusik tłoczonego filcu

M.

10 lipca 2009

... przedawniony prezent ...

Ten obrus niedługo zacznie mi się śnić po nocach, a może i jego przyszła właścicielka z miną ubolewania nad moimi obietnicami. Dlaczego? Ponieważ jest to obrus, który powinien być ofiarowany we wrześniu 4 lata temu – tak tak – przegięłam, no ale wiadomo cała masa różnych innych projektów sobótkowych w między czasie + po prostu życie robią swoje.
Jednym z postanowień wakacyjnych (to już drugie obok bloga) jest skończenie obrusu.
Zamieszczam tylko jedno zdjęcie bo padła mi chyba karta z aparatu przy przegrywaniu (mąż mnie zabije?) i nie mam jak popstrykać więcej (do następnego weekendu). Obrus będzie miał mniej więcej 90x90 robiony jest na Unimilu ecru petrą ecru, widoczne kolorowe wstawki wbrew pozorom są odcieniami ciepłego brązu (a nie różu – w moim monitorze) wyszywane są 3 nitkami multikolorowej muliny anchora.

M.

8 lipca 2009

... to ja też ...

Kurcze, fajnie ze żyjemy w takich czasach - oczywiście patrząc na to ze specyficznej perspektywy - perspektywy możliwości komunikacji, oglądania oraz podziwiania tego co robią inni, ale też dzielenia się sobą z innymi. To takie moje przemyślenie dotyczące właśnie blogów, których jest w sieci cała masa i można się z nich dowiedzieć tak wielu fascynujących rzeczy, wielu rzeczy nauczyć, rozwijać się.
Ja mam już za sobą dwa blogi, dotyczące mojej pracy (a w związku z tym niekoniecznie prowadzone z wielkim sercem i przyjemnością), teraz przyszedł czas na hobby. A w związku z tym, że to miejsce daje więcej możliwości i jest (jak dla mnie przyjaźniejsze w obsłudze) to podobnie jak wiele z moich znajomych przenoszę się z multiply tutaj.
Będzie to przede wszystkim miejsce, gdzie będę opowiadała o moich robótkach, bo to one stanowią większość mojego wolnego czasu, ale obiecuję również, że pojawi się kolejna moja pasja czyli książkowanie (spodobał mi się ten wyraz określający czytanie) oraz inne rzeczy czy sytuacje, które zajmują mi czas wolny.
M.